Nasi na Haiti

Jak nie zostałem światowej sławy ekspertem w dziedzinie wojskowości.

 

 

W 2007 roku napisałem żartobliwy artykuł, na aktualny wówczas temat inwazji wojsk USA na Haiti i udział w tej awanturze wojska polskiego.

Artykuł był od początku do końca zmyśloną bajeczką, w założeniu humorystyczną.

Po publikacji na swojej stronie internetowej, moja humoreska rozpoczęła samodzielne życie w sieci: została przekopiowana przez kilka portali i „poszła w świat”.

Po kilku tygodniach skontaktował się ze mną redaktor naczelny jakiegoś periodyku historycznego, (jakiego już nie pamiętam) z propozycją publikacji artykułu w ich czasopiśmie. Wyraziłem zgodę.

Wówczas redaktor poprosił abym artykuł troszeczkę przeredagował, tak aby spełniał on wymogi pracy historycznej. Miałem podać bibliografię, źródła historyczne, itp. Zorientowałem się, że redaktor uznał moją bajeczkę za autentyczne zdarzenie historyczne. Gdy go wyprowadziłem z błędu natychmiast zerwał ze mną kontakty.

I to był mój życiowy błąd: gdybym „grał wariata” do końca i mój artykuł ukazałby się historycznym periodyku, byłbym w tej chwili profesorem historii, powszechnie szanowanym i cytowanym. Niewykluczone, że byłbym zapraszany jako konsultant do siedziby NATO, zaś wszelkie telewizje „kręciłyby” ze mną niezliczone wywiady, bardzo wysoko płatne.

 

Poniżej artykuł, który mógłby zmienić moje życie, co jednak nie nastąpiło z powodu głupoty autora.

 

   Za czasów prezydentury Billa Clintona, amerykańscy wojskowi poprosili rząd III RP  o militarne wsparcie inwazji na Haiti. Amerykanie zasugerowali, że kontyngent wojskowy w sile...50 chłopa, byłby wystarczający do zaprowadzenia porządku na wyspie.

   Decyzja amerykańskich władz, by poprosić o militarne wsparcie właśnie Polaków, a dodatkowo w sile tak skromnej,  wywołała w kołach wojskowych i wywiadowczych całego świata, falę domysłów, dociekań i komentarzy! Fachowcy w branży nie mogli dociec przyczyny, dla której Amerykanie poprosili o pomoc awangardę armii polskiej, a nie na ten przykład: gruzińskiej, serbskiej, czy abchaskiej, które we wzajemnym mordowaniu się posiadają bieżące i bogate doświadczenie.

   Kulisy tej tajemniczej sprawy są warte wyjaśnienia, gdyż mogą mieć kapitalne znaczenie w rozwoju polskiej armii i naszej narodowej strategii obronnej. Amerykańskie służby wywiadowcze, przygotowując wojskową inwazję na Haiti, prowadziły na wyspie szeroko zakrojone  działanie szpiegowskie, również w zakresie zbadania zwyczajów autochtonów, ich zainteresować, sympatii i poglądów politycznych, wierzeń religijnych, przesądów, itp.

   W trakcie badań wywiadowczych, szpiedzy odnotowali dziwną prawidłowość językową.  Wszelkie swoje wypowiedzi, tubylcy przerywali co kilka wyrazów, jakimiś „wstawkami” wypowiadanymi w innym języku, twardym i szeleszczącym. Wszelkie próby wyjaśnienia tego dziwactwa językowego, nie dawały rezultatu! Bezradni wobec problemu okazali się nawet językoznawcy z najbardziej renomowanych uniwersytetów amerykańskich, których CIA zaangażował do wyjaśnienia  tajemniczej zagadki.

   Kiedy wydawało się, że  zagadka nie zostanie wyjaśniona, przez przypadek kasetę z nagranymi wypowiedziami Haitańczyków przesłuchał pewien emerytowany agent CIA, polskiego pochodzenia.  Skojarzył on, że dziwaczne „wstawki” językowe, wypowiadane przez autochtonów,  słyszał jako chłopiec od swojego dziadka, emigranta z Polski. Gdy sobie dziadulo popił, bądź z jakiegoś powodu się wkurzył, albo i na amory mu się zebrało, wówczas  „przechodził” na język polski, używając jako „przerywników”, tych samych wyrazów, co Haitańczycy!!

   Dalej sprawę wyjaśniono błyskawicznie: tajemnicze „wstawki” językowe, używane powszechnie przez Haitańczyków, to... polskie przekleństwa, wypowiadane jednak w archaicznej  i trudno dziś zrozumiałej polszczyźnie. Jedno z takich zarejestrowanych przez amerykańskiego szpiega wyrażeń brzmiało: „..jak waszeci przypierdulę w czerep, to z kontusza waść wyskoczysz..”

   Chcąc sprawę wyjaśnić do końca, Amerykanie rozpoczęli poważne studia historiograficzne, z których wynikało, że polscy żołnierze już na Haiti walczyli, a to za sprawą Napoleona Bonapartego. W roku 1802, wysłał on na wyspę  polski korpus ekspedycyjny w sile 6 tysięcy  wojaków, z zadaniem zaprowadzenia porządku. Murzyni wielki tumult bowiem wznieśli, chcąc się na niepodległość wybić, co bardzo nie spodobało się Napoleonowi.

   Analizując materiały archiwalne, agenci CIA odkryli, że Polacy opanowali sytuację na wyspie w bardzo krótkim czasie i przy minimalnych stratach własnych. Tylko takich, co się  pomiędzy sobą po pijaku wystrzelali i pokaleczyli. Militarny sukces był efektem zastosowania przez Polaków unikalnej na skalę światową strategii walki!   Pojawiając się w rejonach dotkniętych tumultem, dowódca korpusu ekspedycyjnego wysyłał na rozpoznanie terenu pluton rosłych, przystojnych i napalonych na czarnoskóre piękności, żołnierzy, z zadaniem zaprezentowania Haitankom naszych słowiańskich technik seksualnych.

   W krótkim czasie (źródła historyczne podają, że w ciągu 2 tygodni) nasi dzielni chłopcy dopięli swego: każde ich pojawienie w dowolnej miejscowości, wywoływało ogromny entuzjazm wśród pań oraz popłoch wśród  zrewoltowanych Murzynów. Chcąc  uniknąć dozgonnej banicji seksualnej, masowo porzucali oni broń, by czym prędzej do domostw powracać i przy małżonkach 24 godziny na dobę czuwać.

   Jeśli jeszcze dzisiaj, prawie po 200 latach, ludność wyspy posiada cerę dużo jaśniejszą od autochtonów z wysp sąsiednich oraz przeklina po polsku, to jakże  dobrze to świadczy o naszych  dzielnych wojakach. Musieli się żwawo uwijać, skoro bunt na wyspie zdławili, bez jednego wystrzału!

   I tak oto wyjaśniliśmy zagadkę, dlaczego Amerykanie poprosili o pomoc w agresji na Haiti, właśnie wojsko polskie. Uznali oni, że skoro 200 lat temu, Polacy zaprowadzili porządek na wyspie w dwa tygodnie i bez jednego wystrzału, to być może i tym razem  poradzą sobie stosując strategię walki już sprawdzoną!

   Zagadką pozostaje kwestia, na podstawie jakich to badań seksuologicznych, amerykańscy stratedzy określili liczebność polskiego   korpusu ekspedycyjnego na 50 osób, skoro 200 lat temu podobny korpus liczył 6 tysięcy chłopa?? Sądzę, że  możliwości bojowe polskiego żołnierza zostały mocno przesadzone,  aż tak waleczni to my nie jesteśmy!

   Dlaczego przypominam  zapomniane zdarzenia sprzed lat?  Otóż „reformy” polskiej armii prowadzone ustawicznie przez kolejne rządy III RP, doprowadziły  siły zbrojne naszego państwa, do stanu takiego dziadostwa, że jedyne co nam pozostało, to „przeformowanie” armii i strategii obronnej, na podobną do tej jaką zastosowali 200 lat temu polscy wojacy na Haiti. Na taka reformę zapewne jeszcze nas stać!



Anthony Ivanowitz

20.12.2021r.

Www.pospoliteruszenie.org